W drodze powrotnej z regionu Inverness i znad jeziora Ness zatrzymaliśmy się w niewielkim miasteczku Dunkeld. Ja byłam już zmęczona moimi kompanami w podróży, więc zwiedzałam Dunkeld sama i dzięki Bogu na to wpadłam, bo miejsce oglądane w ciszy i spokoju było jeszcze ładniejsze. Było ciepłe i słoneczne wrześniowe popołudnie, słońce powoli szło spać a drzewa roztaczały wokół aurę w kolorach zieleni i złota. Prawdę mówiąc zgubiłam się gdzieś w tym okolicznym parku, ale dzięki temu pobawiłam się z miejscowym kotem i pogadałam chwilę ze spacerującym dziadkiem palącym fajkę. Parkowa dróżka zaprowadziła mnie do serca miasteczka Dunkeld-ruin przepięknej katedry.
Katedra została wybudowana w 13-tym wieku, później kilkukrotnie przebudowana, obecnie pełni rolę kościoła parafialnego, chociaż spora jej część znajduje się w remoncie.W jednej z jej naw można zobaczyć ślicznie odrestaurowane wnętrze z oryginalnymi celtyckimi krzyżami. Kiedy ja oglądałam katedrę spiewała w niej jedna pani, pewnie też turystka, śpiewała po niemiecku, wspaniale, bez mikrofonu i jej głos, mocny i czysty rozchodził się po murach katedry. Wokół kośioła znajduje się stary cmentarz i jest to kolejny cmentarz, który tak bardzo mi się podobał w Szkocji. Kiedyś już pisałam o cmentarzu Greyfriars, ten był inny, malutki, jak z filmu o duchach z jakiejs wiktoriańskiej opowieści.
Kotek przyszedł za mną, usiadł sobie na ławeczce przed katedrą i czekał na dalsze przytulanie. Pobawiłam się z tygryskiem i poszłam swoją drogą a on pewnie poczekał na kolejne pieszczoty kolejnej wielbicielki szkockich ruin i kotków prztulasków.